Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za to wdzięczen mi będzie: cóż było robić Mościpanie? A, pomyślałem sobie: król tam będzie, zgada się zapewne jakie słówko, a intra parenthesim wtrąci się i jakaś recepta dla Rzeczypospolitéj, któréj mimo uszu przecież nie puści. Ale cóż ztąd? Oto, obchodząc rzeczy z daleka, mówiłem mu o walecznéj obronie Jasnéj Góry, jak mi to mój rodzic zawsze opowiadał, a mówiłem z takim ferworem, że aż się mnie samemu gorąco robiło, i cóż myślisz, że wziął to do serca? Gdzie tam! Groch na ścianę! Do dziewki się uśmiechał i patrzał w nią jak w tęczę!
Michna pokiwał głową, potarł łysinę i splunął.
— A! za katy! — ozwał się po chwili — cóż waści do głowy przyszło, prowadzić tam dziewczę?
— No, pod mojém okiem, z oka nie spuściłem...
— Ta dobrze, dobrze, ale przecież...
— Jakto? Sam król...
— A gdyby i sam Lucyper z piekła — krzyknął Michna i uderzył o stół, aż rzeźnik z Iłży na drugim końcu się zbudził — gdyby sam Lucyper przyszedł do mnie po moje dziecko, tobym go skropił, żeby ruski miesiąc popamiętał.
— No, przecież w tém nie ma herezyi, panie Michale...
— Ale zawsze rzecz brzydka mospanie, kazać dziecku siedzieć, aby bohomaz z niego oczy zdejmował. A wiecie do czego to wszystko zmierza? Oto Dorotę przylepią gdzieś nad piecem w pokojach jego królewskiéj Mości, a ludzie będą o niéj mówić rzeczy niesłychane.