Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pani Grzymałowéj, która będąc wdową i na respekcie u JMPana Bukowskiego, przeniosła się dość wcześnie do wieczności. Tym sposobem weszła Dorotka do małego futorku i jaśniała w nim białością twarzy jak biała gołębica, kiedy zabłąkana w puszczy litewskiéj osiędzie na czarnéj dębu gałęzi.
Dorotka była wprawdzie sierotą, ale tego wcale na jéj twarzyczce nie było widać. Z jéj czarnych oczek strzelały tak gorące promienie, że możnaby hubkę od nich zapalić. Twarz miała rumianą, usta zawsze do uśmiechu złożone, a serce tak szczere i otwarte, jakoby je rąbek sukienki osłaniał. Zdawało się, że co chwila z pod rąbka wyskoczy. Biedny wujaszek! On nie wié, że serduszko, to jak pisklę przepiórcze! Zaledwie z łupki się wykole, już ucieka!
Otóż jakie kłopoty przybyły panu Marcinowi do dawnych jego smutków, a im więcéj siebie i swój futerek od świata odcinał, tém większy niepokój spostrzegał w czarnych oczkach Dorotki, tém dziwniejsze były jéj sny i słowa. Raz opowiadała mu, że się jéj przyśnił jakiś piękny, dorodny młodzieniec, który ją wziął za rękę i chciał być jéj bratem; drugi raz znowu stała przed ołtarzem a organista śpiewał na chórze jakąś dziwną melodyę, a gdy tę melodyę Panu Marcinowi powtórzyła, przestraszył się stary szlachcic, bo to melodya była: Veni creator, który zwykł organista przy ślubie śpiewać. Nie było w tém wprawdzie nic dziwnego, bo jużciż Dorotce kiedyś te myśli musiały przyjść do głowy, ale jużciż zgorszeniem było dla partyzanta Augusta, ażeby