Strona:Złoty Jasieńko.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stary nie mógł się nie roześmiać znowu i już powóz się odtoczył kilka kroków a głos jego jeszcze słychać było, ale potém nagle jak nożem uciął. Prezes wpadł w głębokie zadumanie.
Gospodarz także, trąc czuprynę czarną, powoli wrócił do swych gości, którzy pozbywszy się starego, z nowym zapałem rzucili się do gry i kieliszków.
Zakończenie tego pamiętnego wieczora podobne było do wszystkich innych w tym rodzaju. Niektórzy sobie podochocili, kilku się zgrało, jeden czy dwóch zachorowali na głowę, wielu wyszło kwaśnych, kilku śpiéwających, a mecenas, pozbywszy się ostatniego około godziny drugiéj po północy, gdy służący sprzątał potłuczone szkło i ścierał porozlewany tokaj — padł znużony na fotel, ocierając pot z czoła.
Powoli pogaszono światła, poustawiano stoliki, służba się porozchodziła. Mecenas który się przebrał na prędce, siedział jeszcze zamyślony w fotelu. Nie śmiemy i nie możemy odgadywać jego myśli, ale z zewnętrznych oznak miarkując, godziło się sądzić iż były ciężkie, zawikłane i różnego rodzaju i charakteru.
Twarz bowiem Szkalmierskiego to gorzała jakby w świetnych tonął marzeniach, to powlekała się i zasępiała chmurami. Pierś oddychała szeroko i mozolnie, potém jakby ściśnięta wciągała powie-