Strona:Złoty Jasieńko.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o któréj to takie chodzą piękne ubrane w kwiaty paproci podania.
I na ten téż dzień zapowiedziała się panu mecenasowi młodzież z okolicy, z miasta, z prowincyi, nawet z Warszawy.
Na przyjęcie téj mnogości osób mieszkanie jego starczyło, a reszta przyborów tém była łatwiejszą do zebrania, że mecenas posiadał nieograniczony kredyt u kupców, u cukiernika, u winiarza, w traktyerze który swą protekcyą zaszczycał, a którego kuchty i kopcidymy szli jako sprzymierzeńcy do kamienicy Leonarda na dni uroczyste.
Od rana wozy z koszami z których wyglądały w klatkach siedzące żółte, czerwone, zielone, srebrzone i złocone główki od butelek, poobwijanych w świéżuteńkie bibułki różnobarwne, zaciągały przed kamienicę, a chłopcy z cukierni w białych fartuchach i szlafmycach znosili olbrzymie torty 1 piramidy. Wschody przyozdabiano w kwiaty, pokoje uzbrajano w świece. Jacek chmurny jak noc, milczący, obliczał w kredensie srebra pożyczane i szkło różnego kalibru którego tém większy zapas był potrzebny, iż młodzież miała zwyczaj chwalebny, dla podźwignięcia industryi krajowéj — przy każdéj uroczystości, tłuc po kilka tuzinów kielichów.
Po wielkim toaście roztrzaskiwano je o ziemię, co sprawiało piękny efekt, oznaczając rzeczy ziem-