Strona:Złoty Jasieńko.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wiem.
— Przybywam umocowany.
— Wiem.
— Pani baronowa sama przybyć nie mogąc, żądała abym ją zastąpił w formalnościach.
— Dobrze.
— Nieboszczyk kapitan zostawił pono testament.
— Tak.
— Będzie więc można go otworzyć?
— Można.
Widocznie panna Felicya unikała rozmowy.
— Jeśli pani pozwoli to o południu.
Znowu milczenie.
— Zapewne pozostałości zostały opieczętowane?
— Tak — za życia jeszcze — za życia.
Mecenas wstał, nie wiedział już co daléj mówić i czynić. — Zdaję mi się żem przyszedł nie w porę.
Po chustce znać było że panna ruszyła ramionami.
— Wszystko jedno.
— Ja pani zawadzam, może późniéj?
— Ale czegóż pan chcesz? odezwała się nagle podnosząc rękę.
— Zdaje mi się że to pani wiadomo.
Znowu ruszyła ramionami.