Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Berta, córka, muszę tu wyznać, bardzo mnie zadziwiła. Nie spodziewałem się czegoś podobnego, i zrozumiałem, a nawet podzieliłem poniekąd uwielbienie baronowej.
Śliczną jest rzeczywiście ta mała Berta, delikatna, dystyngowana, jak aniołek, cudne oczy, włosy jasne rozkoszne... Nieśmiała jest, to się rozumie, ale wcale nie gąska. Ubiera się bardzo dobrze, parafiańszczyzny w niej ani trochę. Wśród najpiękniejszych naszych panien arystokratek przedmieścia św. Germana jeszcze dałaby się wyróżnić. Trudno wymarzyć piękniejszej margrabiny, Wierzaj mi, drogi wicechrabio, że na przyszłą zimę salony paryzkiego świata będą miały o jedną gwiazdę więcej, a nie będzie to gwiazda najmniej wspaniała,
Doprawdy, niepodobna twierdzić, ażeby ta stara instytucya małżeństwa nie była dobrą... Gdyby panna Berta, zamiast pochodzić z arystokratycznego rodu, należała do istot upadłych i występowała w operze, nikt by nie wachał się wydać na nią miljona i jeszczeby się nie uważał za poszkodowanego! A tak, skoro ona dobrze jest urodzona, to taki milion, jakiby się dało jej, jako figurantce teatralnej, od niej dostaje człowiek, ponieważ jest dziewczyną uczciwą!.. Zamiast ją kupić, to ona kupuje... Przyznaj sam, czy to nie zabawne!..
Niezawodnie myślisz sobie, że mówię o swem małżeństwie tak, jakby już wyszły zapowiedzi... Tak dalece rzeczy jeszcze nie zaszły, ale zadowolony jestem już z obecnego położenia i zdaje mi się, że dalszy rezultat niechybnie nastąpi.