Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ka to poezja majestatu przyrody!... My nie lubimy małej poezji teatralnych piorunów i cieplarnianych kwiatów. Dla nas zamałe są domowe dramaty i komedje w czterech ścianach. Potrzeba nam na zamieszkanie wielkiego świata, gdzie się za komorne wprost życiem płaci. Psyche, ja cię tam tylko pojąć mogę! W tej małej sferze trosk powszednich nie będę nigdy ślubował swemu bóstwu, idei. Nasze szczęście w tem się mieści, że nic, nic małego nie pragniemy na świecie. Ządamy tak dużo, iż się w pragnieniach na popiół spalimy i nic nie otrzymamy... Więc to ma być szczęście, uwieńczenie dążeń i pragnień? Ona mię nauczyła być tak szczęśliwym, w marzeniach szczęścia szukać... Śpiewaj wiecznie, stęskniony słowiku, łam się, krucha machino, w której wre życie! Goń, ścigaj ideał piękna i nigdy nie pochwyć! Mniemasz, żeś znalazł? Nie, patrz — to nie to!... Małostką bez wartości jest wszelkie zadowolnienie, zaspokojenie pragnień: pospolitość, rozczarowanie, każdodzienna nędza.
Wyjdźmy, kochanko moja, poza ten okrąg, w którym się nieustannie kręcą szalone tłumy ludzi głodnych i chciwych powszedniego używania! Ja od nich wszystkich jestem głodniejszy i chciwszy, gdyż się nie zadawalniam kawałkiem chleba i w pacierzu swoim