Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a niektórzy wyglądali dzisiaj tak nawet, jakby już nie stali po stronie Dryblaskiego.
Około ósmej weszła do salonu pani z córkami i odbyły się przedstawienia, szastanie nogami, podawanie rąk, wypowiadanie czczych grzeczności. Damy jednak nie przyczyniły się obecnością swoją do ożywienia towarzystwa. Świat pedagogiczny, jak wiadomo, nie odznacza się zbyteczną rycerskością względem dam i sztuką ich bawienia, a przeto Przytycka i jej córki zwiększyły tylko grono osób znudzonych. A jednak było tam kilku kandydatów do stanu małżeńskiego...
Prawda i to, że pedagog wtedy dopiero ma wyższą wartość, gdy już posiada kamienicę.
Na szczęście rzucił ktoś myśl mądrą: „Zagrajmy w winta!
I przy zielonym stoliku niebawem powstało najgłówniejsze ognisko wymiany myśli i uczuć.
Nie macie państwo pojęcia, jak o wiele przyjemniej wpadają w ucho głosy takie: „Dwa pik, trzy kier, cztery bez atu“, aniżeli: „Ah, jakaż pyszna jesień w tym roku!“ „Mamy nareszcie tramwaje do „Wilanowa!“ „Na Mierzwińskiego nie można już dostać biletu!“ Albo, co gorsza: „Helenko, zagraj panom — wiesz to, coś grała wczoraj wieczór!“