Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzy lata. Ale przecież nie mogę zostawić bez opieki zakładu, swego ukochanego dziecka! Nie mogę również tej opieki oddać w pierwsze lepsze ręce. Zastanawiałem się nad tem, przemyśliwałem oddawna, choć z nikim nie mówiłem. Dzisiaj nadeszła chwila stanowcza, czuję się coraz gorzej, upadam z wyczerpania wtedy właśnie, kiedy mój system wychowawczy domaga się odemnie całej energji. Cóż powiesz na to kochany profesorze, gdybym oddał zakład pod twą opiekę? Zdaje mi się, iż godniejszych rąk nadaremniebym poszukiwał.
Brzdączkiewicz pomyślał teraz: „Źle mu idzie widać interes i chce zwinąć starą firmę, a pod nową go prowadzić!“ Nic atoli nie mówił, tylko udawał zaskoczonego i nie wiedzącego, jaką dać odpowiedź. Zmarszczy] czoło, nadał twarzy wyraz poważny, przychylił głowę ku lewemu ramieniu, wysunął naprzód dolną wargę, jakby mu spuchła, i rozłożywszy obie ręce, niby ksiądz przy ołtarzu, rzekł bardzo spokojnym głosem:
— Z tego wszystkiego najdroższą i najzaszczytniejszą dla mnie rzeczą jest zaufanie twoje, panie dyrektorze! Co się tyczy samej propozycji, to się zgadzam wogóle, jakkolwiek różne szczegóły potrzebują tu wyjaśnień.