Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
III. Sakwy.
(Z Lafontaine’a).




Jowisz, niebieski władca, chcąc całemu światu
Pokazać dzielność swego majestatu,
Zawołał pewnego dnia, jako nam wieść niesie,
Cokolwiek się kryje w lesie,
Co morza, co żywią ziemie:
„Niech tu stanie wszystkie plemię!
Niech mi powie bezpiecznie, jeżeli z nich które
Miéć może na zawisną żal jaki naturę,
Że je upośledziła w nadanéj postawie;
Bo ja to chętnie poprawię.
Sam tu, małpo! Ty pierwsza wypinaj perorę.
Widzisz te stada i drobne i spore;
Powiedz, czyliś tak piękna, jak inne zwierzęta?
Cóż? jesteś z siebie kontenta?“
„Ja? A za co nie? Jestem nieomylnie:
Mam, jako drudzy, nogi i przednie i tylnie.
Tyle-m się razy układła
U krynicznego zwierciadła,
A nic-em w sobie nie widziała, czemu
Przyrodzeniu zazdrosnemu
Miałabym łajać. Ale mój kochany dziadek,
Kwaśny zawsze pan niedźwiadek,
Nigdy swojéj piękności pewnie nie dowiedzie:
Wątpię, by do malarza chodzili niedźwiedzie“.
Wtym nadszedł sam jegomość, rzuciwszy barć z miodem,
Na dwu poważnych łapach weterańskim chodem;
Sam jegomość, o którym gadka.
Spojrzą wszyscy na niedźwiadka,
Rozumiejąc, że się on będzie srodze żalił.
Aż on się lepiéj nad wszystkich pochwalił
Z miluchnych oczek, z rączek, z miękkiéj skóry,
Mówiąc, że takiéj miniatury
Niémasz na świecie całym. Owszem, że stał bliski
Podle słonia, dawał nań złośliwe przypiski,
Szydząc, że mu potrzeba grzbiet nieco przytłoczyć,
Uszu przykroić, ogona nadtoczyć;