Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Brudne przeklęctwo, rozpacz z czołem w ziemię wrytym;
Zwada z bindą na głowie, a okiem podbitym;
W jedwabnych rękawiczkach złodzieje i zdrajce,
Podłość w burce, a kłamstwo w mienionéj kitajce.
Nakoniec strata czasu, kredytu i sławy,
Gotowa od dłużników uskrobać z Warszawy.

Owóż się na ulicy słodko z mnichem wita
I w szkaplerz go całuje: jest to hipokryta,
Jaki mógł być na świecie; że księdza Dryganta
Często winkiem podsycił, obił predykanta,
Utopił dwie czarownic, a wierzy w upiory;
Gmin mu za życia świętych wyrządza honory.
Bodaj tymże, co postać, myśl chodziła tokiem,
Oczy nie szły za niebem, ręce za tłomokiem!
Słyszałem, jako sypie na klasztor jałmużny,
A drzwi każe zamykać, będąc kupcom dłużny.
Na jednych liczy gałkach procent i pacierze:
Dziesięć zdrowych, a od sum po piętnaście bierze.
Szarga sławę bliźniego zaraz po koronce;
Gorszy się, a sam w cudzéj kwerenduje żonce.
Piątek suszył o grzankach, pił jak byk w niedzielę;
W wieczór był na Nalewkach, a rano w kościele.

I to, mym zdaniem, idzie pan maska nielada,
Co się być przyjacielem każdemu powiada.
Ogon węgorzy w ręku, wietrznik na stodole,
Bocian lata miłośnik, słodki kwas w rosole.
Ni ciepły, ani zimny; na dzień kilka razy
Odmienia się, jak owe u Włochów obrazy,
Co mu głowę wywrócisz, to twarz zawsze ina:
Gdzie była pierwéj broda, tam leży czupryna.
Chwalca cnoty, u kogo tuczne sosy zjada,
Jutro nań u innego stołu opak gada.
Rękę ściska, gazetne w ucho baśni kładnie;
Maca, aż co z języka biednemu wypadnie.
A z tym lecąc pędziwiatr od kąta do kąta,
Mniemanym przyjacielstwem serca ludzkie pląta.
Potrząsa charakterem, jak żyd starym fantem;
Wczoraj był rojalistą, dziś republikantem.
Słowa mu na dwór ciekły, jako z pełnéj beczki;
Dziś chwali: jezuickiéj chce mu się wioseczki.
Napisał panegiryk; a gdy się zawiedzie,
Krzyknie: niémasz tu zasługi i do Włoch pojedzie.