Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy nań mózgowiec wypuścił ukryty
Z ceklarskiéj pięści czekan miedziolity,
Chcąc sprzątnąć zbrodzień za jednym zawodem
Króla z narodem.

On i drapieżnym lwom wydzierać trzony,
I smocze karki własnemi ogony
Umiał zadzierzgać, i targać z paszczęki
Dzicze osęki.

Ten skoro złote rozpiął nad nim skrzydła,
Wionęły, jak proch, niezbędne straszydła:
Strach je ozionął, giermek nieodstępny
Zdrady posępnéj.

Zmartwiały dłonie i kordy ze stali;
A ci, co pierwéj Boga się nie bali,
Siebie się zląkszy; w téj, skąd się wykradli,
Nocy przepadli.

Nikt ich nie ścigał, złość służebna podle
Siedząc na tymże za jeźdźcami siodle;
Siekła, bicz wziąwszy z padalców utkany,
Konie i pany.

Stróż zaś ująwszy jednego z téj trzody,
Na większe mocy niebieskiéj dowody
Cisnął o ziemię; tak ja, mówiąc, sprawię,
Mój Stanisławie!

Wszystkim, co na cię miotają kłam żywy;
Żaden nie ujdzie Boga ręki mściwéj.
Jak dzień słoneczną idzie za pochodnią,
Tak kaźń za zbrodnią.

Onę niezgodę sprosną z piekła kmochę,
Co jadowitym jędza mózgi płoche
Mącąc ozorem, wielo-gęba szepce,
Noga ma zdepce.

Pod łaskawemi opiekuna pióry,
Który cię wyniósł, i który cię z góry
Teraz ratował; zwalczysz jeszcze srogie
Przygody mnogie.