Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A przytem zważcie, to nie żołdak prosty;
Oficer i syn szwedzkiego starosty...
A jaki dobry! — Wszak mówią sąsiedzi,
Co to się z innym Szwedem człek nabiedzi.
On zaś czy spojrzał kiedy na nas krzywo?
Gdzie tam, za wszystko dziękuje tak żywo,
O, bo też dusza w poczciwości rzadka!
A jak on lubi i babkę i dziadka,
Was, Bartku, i... mnie...“ Tu przestała
Zmieszana, jednak pokryć to umiała
I rzekła dalej: „Gdy siądę w gospodzie,
By was wyręczyć przy winie i miodzie,
To ledwie przyjdzie Oskar i powita,
Zaraz się grzecznie o was wszystkich pyta,
Rozmawia, życie opowiada swoje...
Oskar ma także w domu dziadków dwoje
I siostrę, jak ja; a mówił osobno,
Że siostra do mnie całkiem jest podobną.
Na wojnę poszedł, bo mu dziad poradził. —
O, nie, on zacny, onby nas nie zdradził“!

Lecz Bartek na to: „Luter i poczciwy?
Tego pod słońcem niema, jakom żywy!
Wierzcie mi, Basiu: kiedy słodko gada,
Wąż to — a w śpiące serce się zakrada,
Czy słówko jakie od was nie wyłudzi;
Strzeżcie się, bo on żądłem was obudzi!“
I powstał, z czoła uciekła mu smętność,
Z ócz mu gorąca błyskała namiętność,
Dłoń ścisnął, jakby w dłoni toporzysko
Czuł, i rzekł: „Wiecie? ratunek nasz blizko!
Dobrze, że niema Lichtenaua w domu...
Powiem, że jest nas poratować komu.
Pokąd gór naszych dzikich i wyniosłych,
Pokąd górali, jak smereki rosłych,
A na toporach dopokąd stal czysta,
Potąd nam nie paść u stóp antychrysta.
Dziś tydzień, jako przebiegałem góry,
Widziałem ludu nieprzebrane chmury,
Słyszałem, wszyscy Szweda nienawidzą:
Królewscy, ci się Lutrem jak psem brzydzą —