Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na rzeź. Idźcie wy, to wam Oskar powie,
Jak mnie... No, chodźmyż — ach, jacy wy trudni!
Chodźmy, on nas czeka tam, przy studni!“
Chce iść; — ci zgrozą struchleli oboje,
A stary Janusz załamał rąk dwoje,
Spłakał i jęknął głucho: „Moje dziecię!
Tyle mojego było na tym świecie!
Strasznoś mi, Panie, dotknął głowę starą!“
Lecz wnet za rękę wziął ją: „Chodź, ofiaro!
Chodź, nawiedzona czartem, chodź, ty sowo!
Chodź! Ludziom w karczmie krzycz: „Ogień nad głową!“
Daremnie babka, by został, błagała,
Daremnie Basia z rąk się wydzierała;
Janusz ją silnem opasał ramieniem
I do gospody przeniósł ją podsieniem.
Stanął w drzwiach: „Bracia, hej, tu widzę rada?
Milczcie no, teraz niech ta odpowiada!“

Wnet go mieszczaństwo obstąpiło kołem.
On między nimi stał najwyższy czołem
I bolem. Krótko powiedział rzecz całą,
Jako usnęli, co się z Basią stało.
Słuchali: mowy nie przerwał nikt z cześci
Dla Basi i dla Janusza boleści.
„Teraz mów!“ — kończąc, wstrząsnął nią, że aż jękła,
Z rąk się wyrwała starca i uklękła.

„Stójcie no! — Jacek Janusza łagodzi —
Niech z Bogiem duch się w dziewczynie odrodzi!“
I, robiąc nad nią prawicą znak krzyża,
Sam do klęczącej Basi się przybliża.
A gdy się wpatrzył, rzecze: „W jej źrenicy
Czuć strach okropnej jakiejś tajemnicy;
Coś wie; tu zgroza w duszy — to nie mary,
Nie sny; tej głowy dotknął anioł kary.
Tu jakieś wielkie nieszczęścia nam grożą;
Ona wie, lecz my dojdziem z wolą bożą“.
I zwolna Basię podniósł; ona wstała
Cicha i ręką szkaplerz pakazała,
Który z Najświętszą Panną z Częstochowy