Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

104
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

klasztorów, celniejszych urzędników zamieszkujących Wilno. Kasztelan, gdzie mógł, podjął się zalecić Jana, któremu sprzyjał prawdziwie. Ale te odwiedziny, znajomości nowe, które tyle kosztowały Jana, te pokłony i uśmiechy wymuszone, niewiele skutku obiecywały. I duchowni, i świeccy bardzo grzecznie przyjmowali malarza, rozpytywali go o Włochy, o niego samego, o lata, o zdrowie, o powietrzu mówili i pogodzie, o czém tylko się mówi w takich razach; odprawiali z obietnicami pomocy, lecz ani chwili nie pomyśleli szczerze, by co zrobić dla niego. W owym czasie nie wiele też było można. Umysły zajęte były wypadkami politycznemi, po sobie następującemi szybko a niespodzianie. Bóg jeden mógł tę niemoc konieczną uleczyć, ale Bóg często zsyła śmierć, gdy wie, że lepsza będzie nad życie, gdy naród spełnił, co mu się należało, co mu było wydzielono, gdy skończył jak robotnik w winnicy. A śmierć z ręki bożéj, to tylko pieluchy do nowego odrodzenia moralnego.
Odwiedziny u malarzy, na które Mamonicz rachował jako na lekarstwo, ledwie nie przeciwny spodziewanemu skutek sprowadziły. Perli i Mruczkiewicz wzajemnie się sobie niemi pochwalili zaraz; a dowiedziawszy się, że Jan był u obu, obaj nie byli temu radzi, że stali na równi.
Mruczkiewicz pomyślał: „Był u tego samouka!”
Perli: „Był u tego bazgracza portretów!”
Mruczkiewicz pocieszał się także myślą, że u niego był wprzódy (nie wiedząc, że mieszkaniu to był winien), a Perli gniewał się, że u niego kwadransem późniéj się się stawił.
— Będziesz ty u tego jaśnie wielmożnego? spytał portrecista.