Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bewiem zdałaby się przez wieki, nie będąc duszą ludzką? I w jaki sposób wyobrazić sobie istotę prostą, istotę metafizyczną, która czeka przez wieczność na chwilę w której ma ożywić materyę na kilka minut. Cóż się dzieje z tą nieznaną istotą, jeżeli płód, który miała ożywić, umrze w łonie matki?
„Jeszcze niedorzeczniejsze zdało mi się, aby Bóg miał stwarzać duszę w chwili zapłodnienia. Zdała mi się bluźnierczą ta myśl, iż Bóg ma czekać spełnienia cudzołóstwa, kazirodztwa, aby nagrodzić te ohydy, stwarzając, na ich intencyę, dusze. Jeszcze bardziej nnie zgorszył pogląd, iż Bóg wydobywa z nicości nieśmiertelne dusze aby im kazać wiekuiście cierpieć niewymowne męki. Jakto! palić istoty duchowe, istoty w których niema nic do spalenia! Jakbyśmy się wzięli do tego, aby spalić dźwięk głosu, wiatr który przewiał? a jeszcze ten dźwięk, ten wiatr, były materyalne w króciutkiej chwili swego mijania; ale czysty duch, myśl, wątpienie? to mi się w głowie nie mieści. W jakąkolwiek stronę się obrócę, widzę jeno ciemności, sprzeczność, niemożliwość, niedorzeczność, majaki, błazeństwa, chimery, głupstwo, nonsens, szalbierstwo.
„Zupełnie natomiast rad jestem z siebie, kiedy sobie powiem: Bóg jest panem. Ten, który każe nieprzeliczonym gwiazdom ciążyć ku sobie wzajem, ten który uczynił światło, dość jest potężny aby nam dać uczucia i myśli, bez tego iżbyśmy potrzebowali małego obcego i niewidzialnego atomu, zwanego duszą.