Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WYZNANIE WIARY ARTYSTY.

Jakże przejmujące są dni jesienne ku ich schyłkowi — przejmujące aż do bólu. Istnieją bowiem rozkoszne wrażenia, które, chociaż nieokreślone, do niezmiernego dochodzą natężenia — i nic nie posiada ostrza bardziej wnikliwego jak nieskończoność.
Wielka to rozkosz zanurzyć wzrok w niezmierność nieba i morza! Samotność, cisza, niepokalana dziewiczość lazuru — drżący na widnokręgu żagielek, który swoją małością i odosobnieniem naśladuje bezradną moją egzystencję — monotonna melodja fali — wszystko to myśli przeze mnie, lub ja myślę przez nie (bowiem w ogromie marzenia nasze ja zatraca się szybko); wszystko to, jak powiedziałem, myśli — lecz muzykalnie, malowniczo — bez szkolnych subtelności, bez sylogizmów, dedukcji.
Jednak te myśli — czy są ze mnie, czy też dobywają się z otaczających przedmiotów — przechodzą niebawem w zbytnie naprężenie. Natężenie rozkoszy sprowadza niemoc, która staje się istotnem cierpieniem. Nerwy moje, zbyt napięte, wkońcu wydają jedynie wibracje krzykliwe i bolesne.