Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dalece pozbawiony godziwych środków pozyskania nieba, aby miał być zmuszony przywoływać do pomocy aptekę i czary; nie ma on potrzeby sprzedawać swej duszy, aby opłacać upajające pieszczoty i łaski hurysek. Cóż to za raj, który się kupuje kosztem zbawienia wiecznego? Wystawiam sobie człowieka — powiedzmy bramina, poetę, albo filozofa chrześcijańskiego—wyniesionego na stromy Olimp uduchowienia; obok niego Muzy Rafaela, czy Mantenji, by go wynagrodzić za długie posty i żarliwe modły, układają najszlachetniejsze tańce, patrzą nań wzrokiem pełnym słodyczy, darzą najrozkoszniejszymi uśmiechami; boski Apollo, ten mistrz wszelakiej wiedzy — Apollo Francavilli, Alberta Dürera, Goltziusa — mniejsza o to, czyj — bo czyż nie posiada swego Apollina każdy, kto nań zasługuje? — otóż Apollo pieści swym smyczkiem najczulsze struny. W dole, u podnóża góry, śród cierni i błota, stado śmiertelników — banda ilotów sili się na grymasy rozkoszy, wydając wycia, które dobywa z ich piersi ostre działanie trucizny. I poeta, zdjęty żałością, mówi sobie: „Ci nieszczęśliwcy, którzy ani pościli, ani modlili się — i wyrzekli się drogi odkupienia przez trud, żądają od czarnej magji środków niezwłocznego podniesienia się na wyżyny nadprzyrodzonego istnienia. Magja oszukuje ich, zapalając przed nimi błędne ognie zwodniczego szczęścia, podczas gdy my, poeci i fi-