Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Trzeba obrać jedną tylko drogę, — rzekł Zbigniew. — W. Kr. Mość nie możesz sobie wyobrazić, ile nieszczęść sprowadzić może takie dwuznaczne postępowanie. Trucizna bywa ponętną i gotowi się jej napić wszyscy — mówię wszyscy. A wtedy cóż się stanie? Szał, zapomnienie. Wszystkie pasye ludzkie zerwą się z łańcuchów i uderzą na świętość i podepczą.Nie uszanują niczego i nikogo. Toż to dla bestyi krzyżackiej prawdziwa biesiada. Możemyż wtenczas żądać papieskiego orędownictwa i pomocy? my zbratani z heretykami. Dopóki ci, którzy kołaczą o pomoc do was, nie wyrzekną się herezyi, paktować z niemi nie można. Racz o tem niezapominać, Miłościwy Panie.
Skłonił się lekko i wyszedł, zostawiając króla w głębokiej zadumie.
Tymczasem burgrabia spieszył z rozkazem do biskupiego pałacu. Ale jak się doń dostać? Mrowie ludu go otoczyło, wydając okrzyki na cześć gości. Już po ogłoszeniu interdyktu potworzyły się partye. Prawowierni i bojaźliwi rwali się rozpychać i bić zwolenników husytyzmu. Przeczuwano, że król ulegnie duchowieństwu i oczekiwano od niego posła. Jakoż zjawił się burgrabia. Poznano go odrazu — i jedni przeciw niemu, drudzy do obrony go byli gotowi. Zmiarkował stary wyga, że w ten sposób można grube oberwać guzy, wrócił więc jak nie-