Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zginiesz niesławnie, jak tylu, tylu innych, na których oczy moje patrzały. Szkoda! Dużo tam darów Bożych zmarnieje!.




EPILOG

Korybut pognał do Pragi, aby osiąść mocno na tym tronie, co mu go wydarli stryjowie.
Towarzyszyli mu wszyscy, których nęciły przygody, bogate łupy, rozboje, a których liczba temi czasy wzmogła się potężnie. Kilku możnowładców nawet, niezadowolonych z królewskich faworów, zbyt skąpo im niby wydzielanych, ruszyło ze swemi poplecznikami na awantury husyckie. Ogień ogarnął Małą i Wielką Polskę. — Gorzały dobra duchowieństwa, które znów ze swej strony odpłacało odwetem.
Oto Andrzej Zebrzydowski, biskup poznański, opanowawszy zamek Zbąszyn, siedzibę Abrahama Zbąskiego, zagorzałego husyty, pali na stosie pięciu heretyckich księży. W odpowiedzi na to spłonął klucz Uszwicki, należący do Zbigniewa Oleśnickiego.
Zawiązano konfederacyę w Korczynie. Zbigniew zgromadził panów, duchownych i świeckich. Wyklął Spytka z Melsztyna, Dziersława, Puchałę.