Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, że płaszcz królewski do ramion mu przywarł.
— Złamałeś wiarę — rzekł mu na powitanie chmurno Jagiełło. — Jam cię posłał, abyś Husytów przywiódł do zgody z kościołem, a tyś się oblekł w skórę heretyka.
— Jam nie mnichem, ale rycerzem. Aby nawracać Husytów, macie całe legiony prałatów i biskupów, ich trzeba było wysłać, gdy takie było życzenie Wasze. Poszedłem, aby bić Niemców, odwiecznych wrogów braci Słowian i biłem ich — i bić będę, dopóki duch się w piersi kołacze.
— Zamilcz zuchwały, jesteś buntownikiem.
— Jestem królem Czechów.
— Królem słomianym.
— Nie. Królem z Bożej i ludów łaski, tak, jak Jagiełło na swoim tronie.
— Precz!
— Darujcie stryju! — przypadł mu do kolan. — Toć jam krew Wasza! Czyż chcielibyście mnie widzieć pohańbionym i zdeptanym? mnie nieodrodną gałąź wielkiego Olgierda? Prawda, złamałem wiarę, i za to w sumieniu mojem pokutuję srodze, ale to był krok nierozważny, którym okupił rycerskiemi czyny. Bierzcie tę koronę, którą mi dał naród z wdzięczności, nie wyżebraną pochlebstwami i szalbierstwem, ale zdobytą krwią moją i miłością dla tego ludu.