Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Król nosił się dawno z ofiarą dzwonu do katedry. Postanowiono tedy ofiarę tę wykonać.
Na dziedzińcu zamkowym zajęto się przygotowaniem do odlewu. Urządzono siedzenia dla dworu, panów, pań i miejsce dla wszelkiego pospólstwa. Piec wraz z kotłem, w którym wrzał metal, okrążyły do okoła panie i mieszczki, a każda z nich wrzucała do niego jakąś drogocenną ozdobę ze złota lub srebra.
Było to przyjętym z dawna zwyczajem.Ten dzwon miał dzwięczyć darem i niejako modlić się za ofiarodawczynię.
Jadwiga siedząca przy macosze ani się nie spostrzegła, jak ta zerwała z jej palca zaręczynowy pierścień Korybuta i wrzuciła do kotła.
Dziewica wydała okrzyk oburzenia, potem wybuchnęła płaczem wielkim.
— Wydarli mi go! wydarli, wołała, — łkając. Już nie ujrzę mego ukochanego. Ona, macocha, macocha mi go wydarła.
I upadła zemdlona.
Rozruch się zrobił w ciżbie. Król srogo zgromił królowę, która przyjęła to uśmiechem lekceważenia.
Wieść poleciała po mieście.
— Macocha! — wołano, macocha. — Koronę jej rzucić by trzeba! Toć ona należy się z prawa Jadwidze, Piastowej córze. Ładnego dyabła przywiózł sobie stary Jagiełło.