Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyłem łamy mego pisma, nie chcąc dopuścić, aby biedne nasze społeczeństwo, i tak już rozbite, jeszcze jeden rozłam widziało… To jest wasza wdzięczność! wasz zmysł obywatelski!! wasza moralność publiczna!!!
ALFRED: Co pan o moralności publicznej będzie prawił!
RADCA: Jak ty śmiesz w taki sposób!…
ALFRED: Śmiem, bo dosyć mam tej obłudy, tej komedyi z moralnością i biednem społeczeństwem! Gwiżdżemy na to wszystko!
RADCA: Wyrodki jesteście!
RADCZYNI (zjawia się na progu — szeptem): Chryste Panie!
ALFRED (matki nie dostrzega): A choćby tak— to wolę sto razy naszą niemoralność, niż waszą świątobliwość!
RADCA: Alfred!
ALFRED: I wszystko jest dobre, co nie jest waszym bezduchem, waszym wstrętnym handlem!
RADCA: Milcz! milcz!
ALFRED: Nie będę milczał! Całą przewrotność mojej przewrotnej duszy… (Wzrok jego pada na Felkę, która w pierwszej chwili przerażenia wcisnęła na oczy ogromny kapelusz i stoi w kącie, niepoznana, w ciemni. Chwyta ją za rękę, przyciąga, zrywa z niej pelerynę, kapelusz, przyczem rozpuszczają jej się włosy) …całą moją przewrotność odsłonię!