Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ba! — odrzekł Bonaparte, śmiejąc się — posła nie można gwałcić.
I książę poszedł sam, a po mieście zaczął krążyć czterowiersz:

En vain l’empire met du fard,
On baisse ses yeux et sa robe,
Et Berryer — Joseph se dé robe
A Napoléon — Putyphar

[1].



Luty, 1849 r.

Pomimo najlepszych chęci i pewnej, bardzo widocznej dozy inteligencyi i zdolności, obawiam się, czy Ludwik Bonaparte nie upadnie pod ciężarem zadania. Dla niego Francya wiek, duch nowy, instynkty właściwe krajowi i epoce — są to księgi zamknięte. Patrzy on na wzburzenie umysłów, na Paryż, na wypadki, na ludzi, na rzeczy i idee — nie rozumiejąc. Należy do tej kategoryi nieświadomych, których zowią książętami, i do tej kategoryi cudzoziemców, których zowią emigracyą. Nie jest nad niczem, a jest na zewnątrz wszystkiego. Dla każdego, kto go bada uważnie, wygląda on raczej na kierowanego, niż na rządzącego[2].

  1. Co w wolnym przekładzie możnaby wyrazić tak:

    Próżne umizgi Ludwika,
    Skromność pogardza ofiarą
    I Berryer — Józef umyka
    Przed cesarstwem — Putyfarą.

    (P T.).
  2. Przyszłość pokazała, że tym razem W. Hugo mylił się. Ob. uwagi końcowe. (P. T.).