Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przedmieścia mają ruszyć na Zgromadzenie z okrzykiem. Niech żyje cesarz! Na dzień przedtem renta państwowa spadła o trzy franki.
Napoleon Bonaparte, syn Hieronima, przyszedł do mnie bardzo zaalarmowany. Zgromadzenie miało wygląd placu publicznego. Były to raczej grupy posłów niż parlament. Rozprawiano wprawdzie na mównicy, ale nikt nie słuchał. Chodziło wszakże o wniosek bardzo użyteczny, dążący do uregulowania sprawozdań parlamentarnych i zastąpienia drukarni państwowej, dawnej drukarni królewskiej, drukarnią „Monitora“. Mówił kwestor, p. Bureau de Puzy.
Nagle całe Zgromadzenie zostaje poruszone, salę zalewa gromada posłów, wchodzących drzwiami z lewej strony. Mówca zatrzymuje się.
Była to komisya skrutacyjna, której polecono obliczenie głosów, przychodząca ogłosić nowego Prezydenta Rzeczypospolitej.
Była godzina czwarta. Świeczniki już zapalono; tłumy na galeryach, ława ministrów w komplecie.
Cavaignac, spokojny, ubrany w czarny surdut bez orderów, siedział na swojem miejscu. Trzymał prawą rękę na piersiach pod surdutem i nie odpowiadał panu Bastide, który chwilami pochylał mu się do ucha.
P. Fayet, biskup orleański, siedział na krześle przed generałem — co dało powód biskupowi z Langres, księdzu Parisis, do powiedzenia:
— To miejsce dla psa — a nie dla biskupa.