Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle wstał i skierował się wolnym krokiem ku mównicy, wśród nadzwyczajnego wzburzenia. Jedna część Zgromadzenia krzyczała: do głosu! druga krzyczała: prosimy!
Na mównicy był p. Sarrans. Przewodniczący rzekł:
— P. Sarrans ustępuje swego głosu p. Ludwikowi Napoleonowi Bonaparte.
Powiedział tylko kilka słów, nic nie znaczących, i zszedł z mównicy, wśród śmiechu zdumionego Zgromadzenia.

Listopad 1848.

Byłem na obiedzie 19 listopada u Odilona Barrot w Bougival.
Byli tam pp.: Rémusat, de Tocqueville, Girardin, Leon Faucher, jeden członek parlamentu angielskiego z żoną, brzydką, ale z pięknemi zębami i niegłupią, wreszcie pani Barrot i jej matka.
Ku środkowi obiadu przyszedł Ludwik Bonaparte ze swym kuzynem, synem Hieronima, i panem Abbatucci, posłem.
Ludwik Bonaparte jest dystyngowany, chłodny, słodki, inteligentny, z pewną miarą uprzejmości i godności, wygląda na Niemca, nosi wąsy czarne i nie ma żadnego podobieństwa do cesarza.
Mało jadł, mało mówił, mało się śmiał, chociaż wszyscy byli bardzo weseli.
Pani Barrot posadziła go obok siebie z lewej strony, a Anglika z prawej.