Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
138
WIKTOR HUGO.

kiedy obłąkanemi oczami rzucał na rodzaj wązkiej podstawy, utworzonej o jakie dziesięć stóp niżej z ornamentacyi katedry, i w głębi swej duszy strwożonej zanosił modły do niebios, by mógł zakończyć swe życie na tej przestrzeni dwóch stóp kwadratowych, bodajby to życie wiek cały trwać miało. Raz spojrzał nadół, pod siebie, w przepaść; gdy głowę podniósł, oczy miał zamknięte i włosy dębem mu stały.
Było rzeczywiście coś przerażającego w milczeniu tych dwóch ludzi. Podczas gdy alchemik o kilka stóp pod dzwonnikiem konał w sposób tak okropny, ten ostatni płakał i patrzał na Plac-Tracenia.
Klaudyusz, widząc, że wszystkie jego wysiłki tylko osłabiały coraz bardziej i tak wątły punkt oparcia, jaki mu pozostał, postanowił nie ruszać się już w dalszym ciągu. Wisiał tak, skostniały, rękami obejmując rynnę, zaledwie mogąc oddychać i nie okazując innego ruchu nad machinalne owe konwulsye piersiowe, jakich doznajemy w snach niespokojnych, gdy nam się zdaje, że spadamy z wysokości. Osłupiałe jego oczy były otwarte w sposób chorobliwy i jakby zdziwiony. A tymczasem sekunda po sekundzie tracił równowagę pod sobą, palce, drętwiejąc, obsuwały mu się po rynnie; czuł, że ramiona jego słabną, a ciało cięży corazbardziej. Rura ołowiana, która go podtrzymywała, za każdym podmuchem wiatru zginała się i pochylała ku przepaści. Dach Św. Jana Okrąglaka, na który patrzał... rzecz okropna!... z wysokości tej przedstawiał mu się tak małym, jak karta zgięta napół. Spoglądał raz-po-raz na niewzruszone posągi dzwonnicy, zawieszone jak i on nad otchłanią, lecz bez wstrę-