Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
21
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

I odszedł.
Człowiek w płaszczu chwilkę zatrzymał się przed młodzieńcem, jakby się namyślał, co począć; następnie, westchnąwszy, poszedł za kapitanem.
I my pozostawimy Jana, śpiącego pod szczęśliwą gwiazdą, a pójdziemy za kapitanem.
Wychodząc na ulicę świętego Andrzeja des Ares, kapitan Febus spostrzegł, że ktoś za nim idzie. Zatrzymał się — i osoba za nim idąca również stanęła. Zadrżał nieco, ale po chwili mruknął:
— Czegóż się mam lękać? wszak nie mam ani szeląga przy duszy.
Przed kolegium d’Autun, skutkiem studenckiego przyzwyczajenia, przystanął i zaczął się wpatrywać w posąg kardynała Piotra Bertrand. Ulica była zupełnie pustą. W chwili, kiedy odwiązywał chustkę z szyi, aby się nieco ochłodzić, cień jakiś przesunął się przed jego oczami. Podszedłszy doń, przystanął i był tak nieruchomy, jak posąg kardynała; wlepił wzrok w kapitana, ale tak iskrzący, jak oczy kota.
Kapitan był mężnym i nie lękał się napaści ręcznej; przecież ten idący posąg, ten człowiek kamienny zmieszał go mocno. W tym czasie chodziła wieść po Paryżu o mnichu zaklętym, włóczędze nocnym — i to przyszło mu na myśl. Osłupiały przez chwilę, przerwał nakoniec ciszę, starając się przy tem uśmiechnąć.
— Panie, — rzecze — jeżeli jesteś złodziejem, jak się spodziewam po twojej minie, daremnie się trudzisz, bom goły jak święty turecki. Jestem synem upadłej rodziny, a więc lepiej gdzieindziej próbuj szczęścia.