Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
17
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

do małpy, kozy dzikiej, dziecka kalabryjskiego, które pierwiej pływa, niż chodzi, wprzód igra z morzem, niż mówi.
Zresztą nietylko ciało zdawało się uformowane według kształtów katedry, lecz nadto jego umysł. W jakim stanie była ta dusza? Jak się urobiła, jaka formę przybrała pod tą osłoną dzikiego życia? Trudno to określić. Quasimodo urodził się jednooki, garbaty, kulawy. Z wielką trudnością i cierpliwością Klaudyusz Frollo nauczył go mówić. Jecz jakiś fatalizm był przywiązany do biednego podrzutka. Dzwonnik w czternastym roku postradał słuch, bo dzwony rozbiły mu bębenek: jedyne wrota, jakie mu natura na świat otwarła, i te przeznaczenie zawarło.
Duszę biedaka ciemna noc otoczyła — nieuleczalna melancholia opanowała jego duszę, jak niekształtność ciało. Dodajmy, że głuchota uczyniła go niemym, albowiem, nie chcąc się narażać na śmiechy, skazał się na wieczne, że tak powiemy, milczenie. Związał dobrowolnie ten język, który z taką trudnością Klaudyusz Frollo w ruch wprawił. Stąd poszło, że, ilekroć chciał mówić, język jego był tak zdrętwiały i niewprawny, jak brama, której zawiasy oddawna zardzewiały.
Jeżeli teraz zechcemy wniknąć w duszę Quasimoda przez ową korę twardą i gęstą; jeżeli możemy zapuścić się w głąb tej chorowitej organizacyi; jeżeli wolno nam spojrzeć z pochodnią na te nieprzezroczyste organy, wyprowadzić z nich jakie światełko ducha i rzucić je na duszę ukrytą w głębi jaskini, znajdziemy ją zapewne karłowatą, zmalałą, jak u więźniów w Wenecyi, starzejących się w pakach kamiennych.