Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
16
WIKTOR HUGO.

nemi nań spojrzeniami, lecz tylko się pocił i sapał. Nie mogąc znaleźć stosownego kąta, wlepił w ramiona sąsiadów swoją szeroką i czerwoną twarz, która rychłą zapowiadała apopleksyę. Nakoniec jegomość gruby, krótki i zacny jak on, przyszedł mu na pomoc.
— A to co! Panowie niedorostki zanadto sobie pozwalają; za moich czasów oćwiczyliby ich jak kotów.
Tłum młodzieży parsknął śmiechem.
— Hola! hola! a to co za jeden?... a to śmiałek! — wołali.
— Znam ja go! — odezwał się jeden — to pan Andrzej Musnier.
— Hardy, bo jest jednym z czterech przysięgłych księgarzy uniwersytetu — rzekł inny.
— Wszystkiego po cztery w tym sklepie — odezwał się trzeci: cztery narody, cztery święta, czterech prokuratorów, czterech wyborców i czterech księgarzy.
— I cóż — odparł Jehan Frollo — niech ich wszystkich czterech!...
— Musnier, spalimy twoje książki.
— Musnier, pobijemy twojego lokaja.
— Musnier, obłocimy twoją żonę.
— Poczciwa panna Oudarde.
— Tak świeża i wesoła, jakby była wdową.
— A niech was piorun trzaśnie! — mówił przez zęby Andrzej Musnier.
— Panie Andrzeju! — zawołał Jehan zawsze siedzący na swoim kapitelu — milcz, albo ci na łeb zlecę.
Pan Andrzej wzniósł oczy, zdawał się mierzyć wysokość kolumny, ciężkość figlarza i, podwoiwszy kwadrat z ciężkości przez wysokość, umilkł.