Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Nie mam ani grosza.
— Niech cię powieszą, kiedy tak — rzekła, odwracając się, truandka.
Druga czarna, stara, obrzydła, obejrzała poetę i również się skrzywiła, mówiąc: — Taki chudy!
Trzecia była młoda, świeża i nie bardzo brzydka.
— Ocal mnie — mówił do niej cicho Grintoire.
Spojrzała na niego z litością, spuściła oczy i zamilkła. Była to ostatnia nadzieja.
— Nie mogę! — rzekła niebawem — Wilhelm Longue-jou biłby mnie. I zmieszała się z tłumem.
— Kolego, — rzecze Clopin — jesteś nieszczęśliwy.
Następnie, stając na beczce, zawołał: — Nikt go nie chce? po raz pierwszy zapytuję, drugi, trzeci — a więc przybito.
Bellevigne de l’Etoile, Andrzej Czerwony i Franciszek Chante-prune zbliżyli się do Piotra Grintoire.
W tej chwili powstał krzyk pomiędzy argotczykami: Esmeralda! Esmeralda!
Grintoire obejrzał się w tą stronę, skąd krzyk pochodził. Tłum się rozstąpił i przepuścił piękną, młodą istotę. Była to cyganka.
— Esmeralda! — mówił bezprzytomny Grintoire wpośród wzruszenia, do którego obraz czarodziejski się przyczynił.
Ta śliczna dziewczyna zdawała się nawet i w Okręgu Cudów wpływ swój wywierać. Argotczycy spojrzeli na nią z uszanowaniem i wejście ułatwili.
Lekko zbliżyła się do poety. Koza szła za nią.
— Czy macie wieszać tego człowieka? — zapytała z powagą.