Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piękną, jak miał ojciec męża mojej siostry Maase, z miasta Surb, który żył sto dwadzieścia lat.
Panująca w sali ciemność nie pozwoliła dojrzeć niezadowolenia prezesa z naiwnej odpowiedzi górala. Rozkazał teraz łucznikom rozwinąć kilka ognistych chorągwi, które leżały przed stołem sądu.
— Obwiniony Wilfrydzie Kennybol — rzekł — czy poznajesz te chorągwie?
— Tak jest, wasza łaskawości; dał je nam pan Hacket w imieniu hrabiego Schumackera. Hrabia kazał również rozdać broń górnikom, bo my, górale, co żyjemy z łowów, wcaleśmy jej nie potrzebowali. Ja zaś, którego tu pan widzisz związanego, gdyby nędzną kurę, przeznaczoną na upieczenie, nieraz, w głębi naszych dolin, trafiałem starych orłów, kiedy w najwyższym swym locie zdawały się być tak wielkiemi, jak skowronki lub drozdy.
— Czy panowie sędziowie słyszą — zauważył sekretarz tajny — że obwiniony Schumacker przez Hacketa rozdał buntownikom broń i sztandary?
— Kennybolu — przerwał mu prezydujący — czy nie masz nic więcej do zeznania?
— Nic, wasza łaskawości, chyba to, że doprawdy na śmierć nie zasługuję. Toć ja tylko, jako dobry brat dałem pomoc górnikom, a mogę śmiało upewnić, że ołów mego karabina, jakkolwiek już jestem stary myśliwy, nie dotknął nigdy królewskiego daniela.
Prezydujący, nie odpowiadając na obronę Kennybola, zaczął badać dwóch jego towarzyszów. Byli to dowódcy górników. Starszy z nich, oznajmiwszy, że się nazywa Jonasz, powtórzył, w odmiennych tylko