Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żesz przecie tutaj pozostać. Musisz zatem uciekać. Biorę cię więc pod swoją opiekę, ale pod tym warunkiem, że mnie zaprowadzisz do kryjówki tego rozbójnika. Bądź moim przewodnikiem, a ja będę twoim obrońcą; powiem ci więcej, — jeżeli wynajdę Hana, w takim razie — żywego czy umarłego, tutaj go przyprowadzę. Będziesz mógł udowodnić swoją niewinność, ja zaś ze swej strony przyrzekam ci, że powrócisz do swoich obowiązków. A na teraz, masz oto więcej talarów królewskich, aniżeli twój urząd przez cały rok ci ich przynosi.
Ordener, wstrzymując się z workiem aż do końca, zachował w swoich argumentach stopniowanie, odpowiednie do zdrowych zasad logiki. Argumenta te jednak same przez się nie pozostały bez wpływu na Spiagudrego. Najpierw wszakże chwycił za worek.
— Macie słuszność, szlachetny panie — powiedział następnie i oczy jego, spuszczone dotychczas, skierowały się na Ordenera.
— Jeżeli z panem pójdę, wystawiam się na zemstę strasznego Hana; jeśli zostanę, wpadnę jutro w ręce Orugixa... A jak też tracą świętokradców? Zresztą, mniejsza o to. W obydwóch razach życie moje jest w niebezpieczeństwie; idąc jednak za słuszną uwagą Saemonda Sigfussona, nazywanego mędrcem, że inter duo pericula aequalia, minus imminens eligendum est, — będę ci panie towarzyszył. Tak, panie, będę twoim przewodnikiem. Nie zapomnij jednak, że robiłem wszystko, co było w mej mocy, aby cię odwrócić od tego niebezpiecznego zamiaru.
— Niechaj się co chce stanie, ale w każdym razie, starcze, liczę na twoją uczciwość — rzekł Ordener, rzucając badawcze spojrzenie na dozorcę umarłych.