Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piero zbudzi się z martwych własne moje serce. Przeminą grube ciemności i wzejdzie pierwszy nów! Nie ukaże się wówczas nic już takiego na ziemi, coby mię mogło przerazić. Nieszczęsny duch, który błądził po wyniosłych pagórkach, nie będzie już leżał bezwładny, jak dzika sarna ze skręconym karkiem i nogami, złamanemi w zuchwałych skokach, umierając w samotności, w uporze wiecznym, w głębi milczenia wystygłych gór, nad otchłanią.

SIOSTRA.

Złe marzenie jest taką samą tyranią i rozpustą duszy, jak handel ludźmi, albo bicie dzieci przez dorosłych i silnych.

MŁODZIENIEC.

Bicie dzieci przez dorosłych i silnych... Tak! tak! Opowiem...
Największą katuszę sprawia nie ciężar jarzma, lecz widok, jak je ktoś dźwiga. Ten widok w sobie zniszczyć, ten widok, który zatruł sobą żyły i kości, napełnił piersi i czaszkę, stał się czemś nieodłącznem, jak chore płuca, i przemienił się w serce. Cóż jest noszenie jarzma? Chrystus niósł na barkach krzyż swój, mówiąc: «Nie nade mną płaczcie, lecz nad sobą i nad dziećmi waszemi». A ci, co nad Nim płakali, ciągnęli w trudzie jarzma swoje. Jakże świętymi są te słowa idącego na śmierć! Spojenia jarzma można rozerwać jednej chwili, ale widok Chrystusa dźwigającego swój własny krzyż na górę Kalwaryi...
Wyłuszczę teraz sprawę najbardziej istotną,