Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sach. Drżeli przed nimi ludzie i ze strachu wykonywali ich rozkazy, bojąc się ich zdradzić. Po halach żywili się żętycą, sérem, zarżniętemi owcami, a nawet krowami. W zimie przebrani za ubogich, szli w nieznane okolice niby dla zarobku, a właściwie dla przezimowania, gdzie przebywali porę tę niepoznani.
Na hali Królowéj była ładna dziewczyna, do któréj owi czteréj rozbójnicy często zaglądali i wówczas u stawów Gąsienicowych juhasował właśnie opowiadający mi tę rzecz Paweł Janik. Zbójnicy posłali dziewczynę do szałasu Gąsienicowego, aby im na brzeżek doniesiono żętycy i séra. Szałaśnicy wszyscy się bali iść, więc owego Pawełka jako najmłodszego wysłali z żądaną przesyłką. Szedł powoli ze strachem, gdy ujrzał zdaleka na pniaku siedzącego zbójnika, który krzyknął na juhasa: „chodź sporo“ (prędko). Chłopak pobiegł, oddał żętycę w gielecie, a w szmacie sér, zbójnik kazał mu w to samo miejsce przyjść po naczynie i zawiniątko i dał mu kawał wielki gotowanego mięsa. Gdy Pawełek późniéj przyszedł w naznaczone miejsce, znalazł gielet i szmatę, a z ludzi nikogo nie zastał.
Zbójnicy ci ubrani byli zupełnie po góralsku, w białych guńkach z tą różnicą, że u koszuli rękawy i rąbki koło szyi mieli gęsto wybijane świecącemi guzikami, kapelusz także wysoko obity guzami metalowemi. Przez plecy każdemu wisiała strzelba, boki obejmował pas bardzo szeroki, bogato ozdobny, a za nim mieli pistolet, jeden lub dwa, i nóż wielki, szeroki, a oprócz tego w ręku ciupagi (toporki). Aby ich łupiestwa ukrócić, posyłano ze Sącza wojsko, które naturalnie jak zwykle