Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ki spryt. Sam na sobie wiele już doświadczyłem przykładów nierzetelności Podhalan, dla tego nie dziwię się, że wielu gości wywozi z Tatr jak najgorsze pojęcia o ludzie górskim, jeźli nie mieli czasu ani sposobności poznać jego dobrych stron, któreby złe wrażenie zatrzeć zdołały.
Kreśląc obraz Tatr chociażby najpobieżniejszy, niepodobna się rozminąć z mową o pogodzie. Jest to kapryśna bogini, która wyrokuje o rezultacie wycieczki w góry, zmienia ich postać nie do poznania, a jeźli trafi się lato deszczowe, tak jak np. w r. 1870 i 1872, to udających się tam podróżnych żałować pzzychodzi, że odcięci od ognisk świata cywilizowanego, znosić muszą z cierpliwością wszelkie wybryki dzikich żywiołów, nie mogąc nawet z Tatr uciec, gdy wezbrane wody odwrót zatamują. Zwykle w Tatrach pogoda zaczyna się przed wieczorem, gdy przy zachodzie słońce z szaréj powłoki się wychyli i jaskrawo wierchy oświeci, mgły gdzieś rozpędzi, poczem sklepienie niebios w noc piękną, zabłyśnie gwiazdami ponad świeżo skąpanemi halami, turniami, lasami, lub w całym blasku księżyc zajaśnieje na horyzoncie wypogodzonym. Czasem rano jeszcze chmurka jaka lub mgła nad dolinami zawisła, tarczę zasłoni wschodzącego słońca, lecz i tę wnet rozpędzi ożywcza siła jego promieni. Wówczas cała przyroda jakby w świątecznéj szacie tchnie weselem, a tembardziéj góry wiecznie młode, wiecznie w wiośnie, którym nawet zima zda się narzuca tylko postać uśpienia, a nie starości. Hulaszcze życie wiedzie w Tatrach natura, walczyć więc trzeba zawsze z jéj zachceniami, ztąd tak zmienna jéj tu barwa. — Wszystko się w Tatrach uśmiecha, gdy czas piękny. Łąki upajają nam wzrok śliczną zielonością, a wonią napawają