Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

była to niegdyś droga jezdna, lecz zębem czasu poszczerbiona, dziś tylko służy ludziom do przejścia i dla zapędzenia bydła na halę Gąsienicową. Królewskie miano dostało się dwom czubom góry od jéj właściciela Podhalanina, co się zowie Królem.
W cieniu pod wierzchem Kopy Królowéj południowéj usiedliśmy, aby się nasycić wspaniałym widokiem. Była godzina 8, słońce pięknie oświecało całą przestrzeń ziemi, roztaczającą swoje wdzięki przed naszemi oczami; wiatr chłodził ciało rozgrzane dotychczasową drogą, dzisiejsze pierwsze wrażenia świata górskiego mile duszę usposabiały, czuliśmy we wszystkiém świeżość i urok pięknéj przyrody. Podhale Nowotarskie całe od Orawy po Pieniny u stóp naszych przedstawiało się plastycznie, doliny Czarnego i Białego Dunajca a na nich miasteczka, wsie, osady, lasy, pastwiska i pola orne. U podnóża Beskidów błyszczała wieżyczka kościoła Nowotarskiego, ku zachodowi łańcuch gór ginął gdzieś po za Babią górą a ku wschodowi kończył się Pieninami. Poniżéj naszego stanowiska gdzieś w głębi zieleniała dolina Jaworzyńska, za nią sterczał Giewont w kształcie gotyckiéj wieży, otoczony kotlinami; od zachodu Wielka Koszysta rozpoczynała szereg dzikich turni, które w dalszéj drodze dopiéro w całéj okazałości się nam przedstawiły.
Spotkanie wśród pustych obszarów gór żywego stworzenia bardzo miłe robi wrażenie, czuje się wtedy ów łącznik, jaki istnieje między życiem, jakokolwiek się objawiającém w obec martwoty. To téż dochodzące nas szczekanie psów owczarskich, odgłos dzwonków zawie-