Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakie tajemnicze znaczenie miała owa szczególna ze raną rozmowa?
— Która rozmowa? — poszepnął hrabia, a na czoło nowa nabiegła mu chmura.
— Przemawiałeś do mnie ojcze, jakgdyby Juljusz miał zamiar starać się o moją rękę.
— Chciałem ci tylko dać do zrozumienia, że jeśliby mu to w samej rzeczy przyszło na myśl, z mojej strony nie potrzebowałby się obawiać żadnej przeszkody.
Eugenia z dziwnym ruchem wydęła spodnią wargę.
Hrabia ściągnął brwi i ozwał się prędko jakby kończąc rozmowę:
— Juljusz jest jednym z najszlachetniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek znałem, a nosząc imię Żwirskich i w swem niedawnem ubóstwie nie o wiele oddalił się od nas stanowiskiem... Zresztą za kilka dni dowiesz się czegoś więcej w tej mierze.
— Za kilka dni! — powtórzyła hrabianka. — Może nowa jaka tajemnica?
Hrabia nie odpowiedział, zaczął nagle w zamyśleniu przechadzać się po pokoju, a po chwili przystanął i mruknął półgłosem jakby sam do siebie:
— Pocóż Kośt’ był dziś u Juljusza?
W tym momencie rozwarły się drzwi, a do pokoju wszedł lokaj z widocznym wyrazem pomieszania i przestrachu na twarzy.
— Jasny panie... — mruknął z zająknieniem.