Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

albo jak wiatr uganiał na koniu, a ja z mojej karczmy nie mógłem za nim biegać, aby go widzieć,
— A słyszałeś przecie co o tej dziewczynie, która czasami ma przybywać u Kośtia Bulija?
Organista zamyślił się.
— Wiem tylko jedną rzecz, wielmożny panie.
— Ah! — wykrzyknął Katilina.
— Stara żebraczka Burdzicha opowiada, że raz z Buczał chciała przejść do Oparek i wybrała krótszą drogę przez wygon miedzy polami.
Katilina bliżej podsunął się z krzesłem, przypominając sobie w tej chwili owo spotkanie Juljusza w tymsamym wagonie.
— I cóż? — zapytał.
— W pół drogi zachorowała nagle. Upadła na miejscu i prawie bez duszy leżała aż do nocy. Kiedy nagle przyszła do przytomności, ujrzała pochyloną nad sobą jakąś młodą badzo, bardzo ładną dziewczynę, tak niby pannę niby chłopkę, która ją wszelkiemi siłami próbowała przyprowadzić do życia. Burdzicha myślała że to jaka święta, ale się okrutnie przestraszyła, bo tuż w pobliżu stał Kost’ Bulij z wozem.
Tu przerwał na chwilę Organista i przez drzwi otwarte badawczym wzrokiem rzucił do szynkowni.
— Cóż dalej? — naglił Katilina.
Ny, na rozkaz tej dziewczyny stary kozak wziął babę na wóz i podwiózł aż do Buczał pod pierwszą chatę chłopską. Tu ją zsadził na ziemię, aby się sama dowlekła do drzwi, a ta dziewczyna czy panna wepchnęła jej w rękę kilka cwancygierów.