Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miesięcy posiedzisz o chlebie i wodzie.
— Parę miesięcy!.... — wyjęknął Ołańczuk z dziką złością.
Pan mandatarjusz skinął tylko ręką, a barczysty policjant w okamgnieniu założył kajdany eks-żołnierzowi i za kark wyprowadził go z kancelarji.
Pan mandatarjusz odsapał i odkrząknął należycie i spojrzał na zegarek.
— Pierwsza! — zawołał tak przestraszony. — Niech djabli porwą, człowiek jak koń pracuje! — Przed czwartą porwałem się z łóżka i do pierwszej nie można było odetchnąć.
Pan Chochelka niemem tylko westchnieniem zawtórował skardze swego czcigodnego pryncypała.
— W tej chwili z trzaskiem rozwarły się drzwi, a pani sędzina wpadła zadyszana do pokoju.
— Ty nic nie wiesz! — krzyknęła z pełnej piersi na wstępie.
Pan mandatarjusz wytrzeszczył oczy.
— Sięczkowska tu była z Oparek!
— I cóż?
— Powiadam ci dziwne rzeczy dzieją się we dworze! — trzepała prędko jakby w obawie, aby jej kto nie uprzedził.
— Cóż przecie?
— Wyobraź sobie ten przybysz nieznajomy, ten Czort.... Czort.... at djabeł go tam wie jak się nazywa!
— Katilina?