Strona:Walery Łoziński - Czarny Matwij.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




I.
Kruczy dziób.

Mroźny wiatr jesienny dął od północy i z przeraźliwym świstem przemykał przez ciasne wyłomy i wąwozy Beskidu, przygłuszając głośny plusk rączego strumyka, co na najwyższym wytryskał grzbiecie i w tysiącznych zakrętach, spadach i wirach mknął wzdłuż stromych ścian gór.
Niebo gęstemi zasnuło się chmurami, kiedy niekiedy tylko blady księżyc wychyli jeden rożek z cienia i tuż zaraz napowrót za czarną kryje go powłokę.
Nieprzebita ciemność ogarnia ziemię. Tylko głodny wilk z któregoś z pobliskich szczytów, albo drapieżny myśliwiec nocny, puhacz złowrogi, mógłby dopatrzyć zdala bladego światełka, co jakby odblask jakiegoś ukrytego płomienia majaczyło niepewnie w załomie Kruczego dzióbu.
Kruczy dziób to obok Wilczej szczeki najwyższy szczyt w tej części Beskidu, gdzie rozpoczyna się tok działania naszej powieści. Wierzchołek nagiej stromej góry, jakby zachwiany burzą lub załamany piorunami, ostrym szpicem zwiesił się ku dołowi, i snać temu jedynie zawdzięczał swą przenośną nazwę Kruczego dzióba.