Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
281

— Ty nie mówiłeś mi tego dawniej — zawołał Wacław, patrząc na niego z rodzajem przestrachu, bo znał go od lat wielu, rozmawiał z nim tyle razy, a nigdy podobne słowo z ust jego nie wyszło.
— Pocóż mówić miałem? — odparł spokojnie dziennikarz — nie byłbyś mnie zrozumiał. Ale dziś ty, niegdyś pieszczoch losu, należysz sam do wielkiej falangi wydziedziczonych, wiec naucz się postępować jak oni. Czy sądzisz żem gorszy od innych?
Stawiał to pytanie, patrząc mu prosto w oczy, jakby badał go wzrokiem, zarówno jak słowem.
— Przeciwnie — zawołał Wacław — wiem żeś lepszy od wielu, a nawet stokroć lepszy od rad swoich.
— Kto to wie — odparł z uśmiechem więcej smutnym niż cynicznym dziennikarz — nie rachuj na to zbytecznie. Oddawna przestałem stawiać samemu sobie po-