Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
193

Odwiedziny wieczorne powtarzały się kilka razy. A panna Zofia uśmiechała się coraz słodziej, a nawet zdawało się Wacławowi, że pan Euzebiusz był dla niego coraz więcej ojcowski.
Z tego powodu ośmielił się wreszcie wypowiedzieć mu wręcz swoję prośbę o wakującą posadę. Pan Euzebiusz żałował niezmiernie, że wprzód nie był obeznany z istotnem położeniem Wacława, bo w takim razie z pewnością nie byłby przyrzekł komu innemu tego miejsca; lecz teraz, niestety, był już związany słowem. Na przyszłość jednak Wacław mógł z pewnością na niego rachować.
Towarzyszyły tym słowom tak szczere ubolewania nad nieporozumieniem które tutaj zaszło, tak serdeczny uśmiech, tak gorący uścisk dłoni, iż młody człowiek opuścił go, przejęty wdzięcznością jeśli nie za to co uczynił, to za to co uczynić zamierzał. Panna Zofia też szepnęła mu na