Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
174

Pomimo energicznego ruchu, jaki uczyniła, on nie puszczał jej ręki, przeciwnie, przyspieszał kroku.
Zatrzymała się, prawie używając gwałtu.
— Puść mnie pan! Ja iść nie chcę — szepnęła stłumionym głosem.
Wówczas i on zatrzymać się musiał, a widziała pod blaskiem latarni miejskich, jak wzrok jego zamigotał gniewem.
— Nie chcesz? — odparł powoli, syczącym głosem, jakby chciał jej dać czas do namysłu — nie chcesz?... to co innego.
Był w tych ostatnich słowach nacisk, niemal groźba.
Zrozumiała ją, ale pomimo to nie zmieniła zamiaru.
Wysunęła rękę z pod jego ramienia i on nie zatrzymywał jej teraz.
Odeszli byli o parę domów od hotelu w którym mieszkała, lecz on nie zawrócił się i nie odprowadził jej tych kilka kro-