Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
172

Machinalnie wsparła się na jego ręce. Zdawało jej się rzeczą naturalną opuścić salę, w której zapanowała cisza i ciemność. U drzwi teatru spotkała pana Leona, wraz z kilku młodymi ludźmi. Czekali oni widocznie na Reginę, a ujrzawszy ją prowadzoną przez dyrektora, skłonili się tylko i kilka par rąk poruszyło się jeszcze oklaskiem.
Regina podniosła głowę. W tej chwili przechodzili właśnie koło latarni gazowej, której pełne światło padało na twarz dyrektora. Twarz ta miała w tej chwili niezmiernie złożony wyraz. Nie umiała odczytać go w zupełności, ale było tam i szyderstwo, i pewna duma i wyższość położenia, rzucającego wyzwanie obecnym. A twarze młodych ludzi odpowiadały na to wesołem porozumieniem, jakby mówić chciały, że to co dziś spotyka dyrektora, jutro spotka ich także zapewne i że niema pomiędzy nimi zazdrości.