Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
337

wówczas wydawał mu się świat cały, z jakąż pogodą i weselem wzrok jego spoczywał na tych szczytach promiennych! Z jakąż radością mieszał się z wesołym tłumem i biegł, pociągnięty magnetycznie ludzką falą, tam dokąd ona dążyła!
Czas ten był blizki, a jednak jakże zdawał mu się daleki! Pomiędzy tą blizką przeszłością, a dniem dzisiejszym, leżała jakaś niepojęta zapora; zmienił się nie świat, ale zmieniły barwy, jakie w oczach jego przybierał; zamiast różowych szkieł, przez które spoglądał nań wprzódy, los podsunął mu ciemne, smętne, dymne szkła doświadczenia.
On myślał o tem jedynie, na jakiej drodze wypadało mu szukać pracy i chleba.
Znowu przez dni parę mało wychodził ze swego pokoju, ale teraz nie spędzał gorączkowych godzin przy biurku, przechadzał się więcej, lub zmęczony przechadzką, rzucał na szezląg, leżąc długie go-