Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
296

Wacław miał już usnuty projekt jakiś z którym wychodził od matki. Zamknął się w swoim pokoju i pracował pilnie nad czemś przez dni parę. Przez ten czas tylko w godzinach obiadu lub herbaty widywał matkę, rano zaś nawet śniadanie kazał do siebie przynosić.
W chwilach, które z konieczności spędzili razem, panował rodzaj rozejmu. Każde z nich unikało starannie drażliwych kwestyj i tego wszystkiego, co z niemi związek mieć mogło. Mówili o pogodzie, o potocznych wydarzeniach, ale rozmowa podobna, do której nie byli nawykli oboje, rwała się co chwila, świadcząc o przymusie obustronnym.
Wówczas pani Julska wzdychała cicho i spoglądała żałośnie na pięknego jedynaka. On zaś był milczący, często w jakiemś gorączkowem usposobieniu; naprzemian miał wyraz radosny, jak gdyby pewnym był jakiegoś wielkiego tryumfu, to