Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
199

dnione, głos tak przyciszony, a ręce tak drżące, iż stanął jak wryty.
Kochał on matkę gorącem uczuciem rozpieszczonych dzieci, choć może w tej miłości jego było nieco samolubstwa.
Skoro więc ujrzał matkę zbolałą, nieporuszoną w fotelu, zamiast wymówek jakie cisnęły mu się na usta, zawołał pełnym troskliwości głosem:
— Mama chora?
Początek ten był obiecujący. Pani Julska zamiast odpowiedzi skinęła ręką, by przystąpił bliżej, jakby nie miała siły przemówić.
— Mama chora? — powtórzył Wacław, biorąc jej rękę i podnosząc ją do ust.
— Nie troszcz się o to — wyrzekła kobieta urywanym głosem — niema czem.
— Możeby posłać po doktora? — zawołał.
Rzeczywiście pani Julska wyglądała tak źle, iż wykrzyknik ten był zupełnie