Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
164

Ale tutaj zawiodły ją siły. Przedmioty wypadły jej z ręki i potoczyły się na ziemię, a ona sama zakryła twarz dłonią, ażeby nie pokazać łez, które pomimo woli wytrysnęły z jej oczu. Przez chwilę mocowała się sama z sobą, usiłując pokonać wzruszenie. Ale usiłowania te były daremne: padła na krzesło i przyciskając rozpaczliwie obie ręce do czoła, łkała gwałtownie.
Nie mogła darować sobie tej słabości, nienawidziła się za nią, nienawidziła tem więcej, że uczuła jak opasały ją ramiona pani Julskiej. Bronić jej się nie mogła. A głos łagodny i stłumiony, pełen umiejętnych modulacyj, rozbrzmiewał w ciszy tego pokoju.
— Uspokój się, moja biedna Regino, nie kryj łez; masz do nich prawo. Czy sądzisz, że mogę ci je brać za złe, ja, co sama płaczę nad wami? Ale żadne łzy, żadne cierpienia zmienić tego co jest nie