Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się to stać niedawno, bo krew miała jeszcze barwę koralową, ciało blask marmuru, a brzegi ran były szeroko otwarte, lecz wszystko było już zimne i stężałe na kamień. Czego nie dobiło żelazo, mróz dokonał.
Jedna z młodych kobiet próbowała widocznie uciec. Rozerwawszy skóry zewnętrznego namiotu, usiłowała wyskoczyć, ale uwięzła w otworze... Dziecko, nad którym pochyliła się z giestem błagalnym, skrępowało widocznie jej ruchy. Pchnięto ją w plecy i przygwożdżono do ziemi razem z niemowlęciem. Stefan spojrzał jej w twarz i poznał niedawnego swego gościa — Impynenę, żonę Ajmurgina.
— Przerażające! Uciekajmy — powtórzyli jednogłośnie wszyscy, pełni grozy i trwogi.
— I dzieci i kobiety! żywej duszy nie zostało...
— Kto? co?...
— Ach, nie pytajcie! — szeptał Buza i trząsł głową. — Potym opowiem... Teraz ruszajmy...
— Czyż zaraz? W taki wiatr? W nocy!?
— Cóż robić! Tam choć życie może da się zachować.
Spuścili się pośpiesznie na dół. Buza nie oglądał się ani za siebie, ani w bok, a gdy wypadkiem w tę stronę musiał się zwrócić twarzą, oczy w dół spuszczał. Pod skałą zatrzymali się na krótką chwilkę, aby psy nakarmić.
— Trzymajcie się tylko pod wiatr z lewego boku, zawsze z lewego boku, to, gdziekolwiek pojedziecie, do ziemi traficie. Tam za Pawalem brzeg łatwiejszy. Tam znajdziemy się, byle tylko wytrzy-